Każdego roku w Sanktuarium Świętego Józefa w Kaliszu 29 kwietnia obchodzony jest w Polsce Dzień Męczeństwa Duchowieństwa Polskiego w czasie II wojny światowej.

Tego dnia wspominamy księży, zakonników, diakonów i kleryków, którzy oddali swe życie z miłości do Chrystusa, Kościoła, Ojczyzny, konkretnych Parafii i wskazanych osób lub ponieśli śmierć w obozach koncentracyjnych i gułagach bądź w wyniku represji ze strony okupantów niemieckiego i sowieckiego.

Według Martyrologium polskiego duchowieństwa rzymskokatolickiego pod okupacją hitlerowską w latach 1939-1945, przed atakiem Niemiec hitlerowskich 1 września 1939 r. liczba księży pracujących w diecezjach leżących w granicach II Rzeczypospolitej wynosiła 10.017 tys. osób. Z tej liczby ok. 20% duchownych poniosło śmierć w więzieniach, egzekucjach lub obozach koncentracyjnych, a 30% zostało dotkniętych represjami okupanta. Sumując w czasie ostatniej wojny światowej poprzez działania okupantów z pracy duszpasterskiej wyeliminowanych (wyłączonych) zostało ok. 50% księży. Do tego doliczyć należy ofiary, jakie poniósł kler zakonny.

        1. Kapłańska Gologta w Dachau

Miejscem w sposób szczególny naznaczonym krwią męczenników Kościoła tamtego czasu z naszej Ojczyzny był niemiecki obóz koncentracyjny w podmonachijskim Dachau. Zorganizowany tuż po dojściu Hitlera i nazistów do władzy w 1933 r. i przeznaczony początkowo dla opozycji hitlerowskiej, począwszy od 1940 r., stał się miejscem docelowym długiej wędrówki poprzez inne miejsca odosobnienia (areszty, więzienia i obozy) dla większości aresztowanych duchownych, tak z krajów podbitych przez III Rzeszę, jak i z Niemiec oraz z Włoch. Proces ten postępował stopniowo i został skrupulatnie zaplanowany i przeprowadzony przez okupanta. Najpierw deportowano do tego obozu we wrześniu 1939 r. pierwszą siedmioosobową grupę polskich księży, by następnie w dniach 8-14 grudnia 1940 r. przekierowywać docelowo duchownych z innych obozów koncentracyjnych (Sztutthof, Sachsenhausen). Do Dachau w dwóch etapach, przewieziono dużą grupę kapłanów z obozu w Buchenwaldzie, w którym przebywali do wiosny 1940 roku. Księży z obozu w Auschwitz odesłano do Dachau w trzech transportach: 12 grudnia 1940 r., 4 maja 1941 r. i 5 czerwca 1942 roku. W ten sposób obóz w Dachau stał się szczególnym miejscem martyrologii duchowieństwa polskiego okresu II wojny światowej. Ogólnie przebywało w tym miejscu kaźni przeszło 2.794 tys. duchownych, w tym 1.773 tys. księży, zakonników, diakonów i kleryków z Polski. Zmarło z powodu chorób, wycieńczenia, poddawania eksperymentom pseudomedycznym, szykan i w transportach inwalidów 799, zaś 818 doczekało chwili oswobodzenia w kwietniu 1945 roku. Byli oni zmuszani do wyczerpującej ponad siły pracy fizycznej, dokonywano na nich eksperymentów pseudomedycznych, stosowano wymyślne kary za jakikolwiek przejaw modlitwy i okazywania innym współwięźniom pomocy duchowej.

Z chwilą gdy działania wojenne na frontach II wojny światowej dobiegały końca, Niemcy hitlerowskie postanowiły zatrzeć wszelkie ślady swojej zbrodniczej działalności i postanowiły zniszczyć obóz oraz wymordować wszystkich tam osadzonych więźniów, będących świadkami tej zbrodniczej ideologii. Wiadomość o likwidacji obozu dotarła do przebywających tam więźniów, którzy postanowili działać. Księża tak, jak wcześniej w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen ?zadziałali? myśląc po Bożemu – oddając się w opiekę Patronowi Kościoła Świętego ? Świętemu Józefowi. Uczynili to poprzez trwanie na modlitwie ? 9 dniowej Nowennie do Opiekuna Zbawiciela i Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny w wizerunku Kaliskim tegoż Patrona. Złożyli także poprzez Niego Bogu śluby, że jeśli ocaleją, będą co roku w dniu 29 kwietnia pielgrzymować do Sanktuarium Świętego Józefa w Kaliszu. 22 kwietnia zamknęli swoją modlitwę zawierzenia Bogu za wstawiennictwem Świętego Józefa, zaś tydzień później 29 kwietnia 1945 r. w godzinach popołudniowych amerykańscy żołnierze z VII Armii dowodzonej gen. W. Pattona wyzwolili obóz w Dachau i wszystkich tam przebywających więźniów w liczbie ponad 30 tysięcy.

Zgodnie ze słowem danym Stwórcy przez ponad 70 lat, gdy tylko pozwalały im na to siły i zdrowie przybywali do Świętego Józefa Kaliskiego by podziękować za Cud Ocalenia, modlić się za tych współbraci w Kapłaństwie Chrystusowym, którzy ponieśli śmierć męczeńską oraz szerzyć część i kult Patrona Kościoła Świętego poprzez zakładanie dzieł miłosierdzia względem bliźnich potrzebujących pomocy. Wszystkie z tych zobowiązań wypełnili do końca. Dotrzymali danego Bogu Ojcu słowa. Pierwsza ich dziękczynna pielgrzymka do Kalisza jeszcze nie w pełni zorganizowana miała miejsce już w 1946 roku. Następna w 1948 r., zgromadziła kilkuset księży-byłych więźniów obozu Dachau, zaś wiele lat później w 2005 r. przybyło ich na to święte miejsce już tylko 9…

        1. Dziękczynne i pielgrzymowanie

Dzień Męczeństwa Duchowieństwa Polskiego obchodzony z ustanowienia Konferencji Episkopatu Polski, a na prośbę przewodniczącego Komitetu Księży Byłych Więźniów Obozów Koncentracyjnych bpa Ignacego Jeża jest kontynuacją idei pulsującej w sercach córek i synów Kościoła w naszej Ojczyźnie współcześnie. Stanowi ona swego rodzaju przedłużenie pielgrzymki-wędrówki więźniów Dachau i jak ona wpisuje się w nasze pielgrzymowanie w dniu 29 kwietnia do Patrona Kościoła Świętego w Kaliszu, jako wyraz naszego dziękczynienia i pamięci za ich życie. Ten szczególny wyraz naszej podzięki za ich gorliwą i pełną oddania posługę w Winnicy Pańskiej wpisuje się i myślę, że pozostaje nadal aktualnym w słowa swego rodzaju wezwania-zachęty Jana Pawła II wypowiedziane podczas pielgrzymki do Ojczyzny w 1999 r.: Za szczególną powinność naszego pokolenia w Kościele uważam zebranie wszystkich świadectw o tych, którzy dali życie za Chrystusa. Nasz wiek XX, nasze stulecie, ma swoje szczególne martyrologium w wielu krajach, w wielu regionach ziemi, jeszcze nie w pełni spisane. Trzeba je zbadać, trzeba je stwierdzić, trzeba je spisać, tak jak spisano martyrologię pierwszych wieków Kościoła i to jest do dzisiaj naszą siłą. Proszę wszystkie Episkopaty, ażeby do tej sprawy przywiązywały należytą wagę. Trzeba, ażebyśmy przechodząc do trzeciego tysiąclecia, spełnili obowiązek powinność wobec tych, którzy dali wielkie świadectwo Chrystusowi w naszym stuleciu (Jan Paweł II, Bydgoszcz 7 czerwca 1999 r.).

Podążając nie tylko za słowami, ale nade wszystko za postawą życia dziś świętego ? Jana Pawła II, należy podkreślić i zauważyć Jego jakże częstą obecność podczas pielgrzymek Księży-Obozowców w Kaliskim Sanktuarium. Był tam z nimi przecież, jako ksiądz, później jako biskup, a następnie jako kardynał metropolita krakowski, by w końcu podczas swojej pielgrzymki do Ojczyzny w dniu 4 czerwca 1997 r. modlić się wspólnie z żyjącymi wówczas, jako Namiestnik Chrystusowy. Za słowami zatem podążały czyny, które i dla nas współcześnie realizujących swoją świętość w Kościele są nadal aktualnym i możliwym do zrealizowania przesłaniem.

                             3. Pamięci kapłanów ziemi kaliskiej

Na terenie obecnej diecezji kaliskiej, podobnie jak w innych częściach Polski, z czasem nocy okupacji i wojennym terrorem przyszło się zmierzyć zarówno ludności cywilnej, jak i duchowieństwu. Wielu kapłanów, zakonników i kleryków było w tamtym czasie poddawanych prześladowaniom, represjom i szykanom. Byli oni osadzani w więzieniach, wywożeni do obozów koncentracyjnych i mordowani.

Duchowni z terenu diecezji kaliskiej trafiali w większości do obozów w Dachau, Sachsenhausen i Auschwitz. Wielu spośród nich została w tych miejscach kaźni zamordowana przez okupanta niemieckiego. Najwięcej księży z diecezji kaliskiej, która utworzona został z terenu sześciu macierzystych części w marcu 1992 r. (archidiecezji gnieźnieńskiej, poznańskiej i wrocławskiej oraz z diecezji częstochowskiej, opolskiej i włocławskiej), zginęło w obozie Dachau. (?) Pozostali zostali rozstrzelani na terenie diecezji bądź zginęli w niejasnych nie wyjaśnionych do dziś okolicznościach. Na probostwach, w publicznych egzekucjach, wspólnie ze swymi parafianami, w bezimiennych mogiłach leśnych w innych miejscach kaźni.

                             4. Boże losy pełne miłości

Jednym z wymownych świadectw męczeństwa tamtego wojennego czasu była śmierć administratora parafii pw. św. Andrzeja Apostoła w Choczu – ks. Romana Pawłowskiego, Rozstrzelany on został za rzekome posiadanie broni w pierwszych tygodniach okupacji 18 października 1939 r. przy zbiegu Placu Świętego Józefa i ul. Chodyńskiego podczas publicznej egzekucji na którą spędzono mieszkańców miasta. Dla nas współczesnych tymi żywymi migawkami pozostały zdjęcia wykonane z budynku dawnego Kolegium Jezuickiego przez jednego z kaliskich fotografów. Ukazują nam one, jak zło próbowało pokazać swą siłę poprzez akty barbarzyństwa, jak strach poprzez nienawiść do wszystkiego co polskie pragnął zawładnąć człowiekiem. Na tym miejscu w 1959 r. umieszczono tablicę upamiętniającą rozstrzelanie ks. Romana Pawłowskiego. Na tablicy umieszczone zostały także słowa następującej treści: Aby posiew Jego krwi wydał stokrotny plon wiary i miłości do Ojczyzny w idących przez Polskę pokoleniach.

Dla przykładu kilka innych świadectw, które stanowią piękny przykład odtwarzania śladów po duchownych, po ich życiu i wierności do końca powołaniu kapłańskiemu. W Kronice Parafii Czastary pozostał zapis następującej treści: W roku 1940 dnia 21 maja zginął na posterunku kapłańskim ostatni przedwojenny proboszcz parafii Czastary śp. ks. Bolesław Stradowski, zamordowany przez komendanta miejscowego posterunku Schutzpolizei Bednarskiego Frytza. Oto okoliczności śmierci śp. ks. B. Stradowskiego ustalone na podstawie zeznań świadków w 1945 roku. O godz. 6.00 rano czterech posterunkowych uzbrojonych w rewolwery i automaty wdarło się przez kuchnię do mieszkania proboszcza. Obstawiono wyjścia, staruszkę służącą zamknięto do komory i zagrożono kulą, gdyby usiłowała krzyczeć lub uciekać. O godz. 7.30 rozległ się na plebanii strzał, a mieszkającym w sąsiedztwie zamarło serce. Wszyscy pomyśleli jeno, pewno Księdza Proboszcza zabito! Istotnie nie mylili się. Ksiądz Stardowski leżał w kałuży krwi, we własnym pokoju ? oddając życie własne w obronie Praw Bożych i praw człowieka. Pamięć o śp. ks. B. Stradowskim, gorliwym kapłanie i nieustraszonym Polaku zostanie na zawsze niezatartą wśród miejscowej ludności, a Jego prochy będą pokoleniom głosić wartość cnoty miłości Boga i Ojczyzny!

 Także parafianie z Chełmc podkaliskich pamiętają swgo proboszcza i wikariuszy z lat przedwojennych ? ks. Michała Koźbiała, ks. Henryka Fiwka i ks. Józefa Wojtanowicza. Oto relacja: Dnia 5 października 1941 r. o godzinie 3 nad ranem, żołnierze niemieccy wkroczyli na teren plebanii w Chełmcach. Schwytali ks. M. Koźbiała, ks. Fiwka oraz zakonnika z Kalisza (nazwisko nieznane). Z kolei ks. J. Wojtanowiczowi udało się ocalić życie dzięki działaniom ks. M. Koźbiała, który ukrył go na strychu plebanii. Następnie schronienia udzieliła mu rodzina Zadków w Szałem. Pozostali księża nie mieli tyle szczęścia ? zostali wywiezieni do więzienia w Kaliszu, potem do Konstantynowa pod Łodzią i ostatecznie trafili do obozu Dachau. Do samego końca, mimo licznych prześladowań pozostał wierny powołaniu, a w chwili śmierci ? 18 maja 1942 r., kiedy został zagazowany trzymał w ręku różaniec, a także fotografię swojej ukochanej mamy.

Inny z kapłanów ? ks. Zenon Wiewiórowski w czasie okupacji pełnił posługę w jednym z kilku otwartych dla ludności polskiej kościołach na terenie ziemi kaliskiej. Była to parafia pw. Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny w podkaliskim Dembe. Nie został jak większość duchownych wywieziony do obozu koncentracyjnego, bowiem pracował fizycznie w stolarni i znał biegle język niemiecki. Po latach odkrył na nowo historię swego wuja Michał Szczepański uczeń Publicznego Gimnazjum w Błaszkach, który w pracy poświęconej mu napisał: Już wtedy można było poznać jego wielki talent rzeźbiarski. Nie mieszkał na plebanii ? ją bowiem zajmowali niemieccy oficerowie ? tylko w położonym w sąsiedztwie niewielkim domku, w tzw. organistówce. Czas wojny był okresem bardzo niebezpiecznym. Ksiądz Z. Wiewiórowski musiał raz we tygodniu obowiązkowo meldować się w Kaliszu na ul. Jasnej ? na Gestapo. Wiele ryzykował. Był jednak bardzo potrzebny. Potajemnie chrzcił dzieci z całego rejonu kaliskiego, co bezpośrednio powiązane było z zamykaniem przez okupanta okolicznych kościołów. Czasami udzielał tego sakramentu w Błaszkach w domu swojej siostry sabiny. Wpisów do ksiąg dokonywał w Dembem. W 1943 r. w zachowanej księdze chrztów widniało ponad 2 tys. imion i nazwisk polskich dzieci, którym udzielił sakramentu chrztu świętego. Przeżył czas okupacji i po jej zakończeniu w 1945 r. został proboszczem w parafii pw. św. Michała Archanioła w Rajsku.

Warto wspomnieć, że w okresie okupacji niemieckiej represjonowanych było aż 269 księży z terenu obecnej diecezji kaliskiej. Największe straty osobowe spoglądając na mapę przedwojenną struktur Kościoła w Polsce poniosły archidiecezja poznańska, diecezja włocławska, archidiecezja gnieźnieńska i diecezja pelplińska. Trzy pierwsze spośród wymienionych weszły w 1992 r. to jest w chwili zmian podziału administracyjnego w naszej Ojczyźnie do nowoutworzonej diecezji kaliskiej. Spoglądając na obecną mapę kościoła kaliskiego w której w skład wchodzą 33 dekanaty największe straty osobowe poniosły następujące: dekanaty kaliskie I i II, koźminkowski, krotoszyński, opatówecki, ostrowski I i II, stawiszyński, wieruszowski i złoczewski. Wielu spośród nich wspólnie ze swymi parafianami stało się zakładnikami dla okupanta, inni za swoją działalność trafiali do lokalnych aresztów, stosowano też wobec nich areszt domowy. Wielu księży trafiło do obozów przejściowych w postaci miejsc odosobnienia w: Bruczkowie, Chludowie, Działdowie, Forcie VII w Poznaniu, Górnej Grupie, Kazimierzu Biskupim, Konstantynowie Łódzkim, Lądzie nad Wartą, Lubiniu i wielu innych miejscach.

Ślady pamięci ? ścieżki pamięci

Pamięci kapłanów, którzy zginęli, ale także ocaleli z gehenny obozowej poświęcono w niektórych miejscach to jest w kościołach i cmentarzach tablice pamiątkowe. Jednak wiele spośród nich na terenie diecezji kaliskiej czeka nadal na odtworzenie wspomnianych na wstępie śladów bądź ścieżek pamięci w duchu dziękczynienia dla przyszłych pokoleń. Stąd pomysł przygotowania szlaków dla pieszych, rowerzystów i zmotoryzowanych z tablicami informacyjnymi na temat życia i posługi księży-byłych byłych więźniów obozów koncentracyjnych, strony internetowej z uzupełnianymi systematycznie na ten temat informacjami, legitymacji i odznak złotej, srebrnej i brązowej oraz zorganizowanie pod patronatem Biskupa Kaliskiego ? Edwarda Janiaka Konkursu dla młodzieży szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych popularyzujących historię tamtego czasu wśród młodych.

Wszelkie te inicjatywy, będziemy podejmować we współpracy z księżmi proboszczami, wikariuszami, kapłanami i braćmi zakonnymi, parafiami na których szlakach znajdowały się miejsca urodzin i posługi kapłańskiej naszych ? pozwolę sobie użyć tego sformułowania – zapomnianych bohaterów. Będziemy także te działania i propozycje ? podejmować z powołanymi do tego instytucjami, organizacjami i stowarzyszeniami kościelnymi i świeckimi, których powinnością jest utrwalanie i przekazywanie pamięci o naszych przodkach następnym pokoleniom. Powracając raz jeszcze do słów Jana Pawła II, pragniemy podjąć się zebrania wszelkich świadectw o kapłanach męczennikach tamtego wojennego czasu. Idąc zaś dalej spisać je i poddać je właściwym badaniom, by w ten sposób spełnić obowiązek wobec Nich ? Wielkich Świadków miłości do Chrystusa, ale także dać impuls innym do kolejnych inicjatyw i zamierzeń dotyczących utrwalania tej pamięci.

Zatem zapraszamy wszystkich chętnych, którym bliska jest przeszłość Kościoła i Ojczyzny do współpracy w tym dziele odtwarzania i pogłębiania pamięci, ale także dziękczynienia za Ich pełną ofiary i miłości posługę Bogu, Polsce i nam.

Spotkania z Bogiem w obozie koncentracyjnym w Dachau. Eucharystia i posługa duszpasterska w latach obozowej niewoli

Spotykamy się kilka chwil przed rozpoczęciem Eucharystii. Każda Eucharystia jest dziękczynieniem za dzieło odkupienia ludzi przez Jezusa z Nazaretu, prawdziwego Boga i prawdziwego człowieka. Sprawowana dzisiaj, w tym miejscu, będzie podzięką za czynny i męczeństwo wszystkich duchownych, którzy przyjęli na siebie męczeństwo chrześcijańskie, jak i tych którzy gotowi byli je przyjąć.

Ta ich gotowość nie dla wszystkich skończyła się wylaniem krwi, ale przybierała formę codziennego świadczenia o Chrystusie wobec siebie i wobec spotkanych ludzi.

Księża byli więźniowie obozu koncentracyjnego w Dachau, cudownie ocaleni przez Boga w ostatnich dniach wojny za przyczyną św. Józefa Kaliskiego, pozostawili swój testament ? by właśnie w tym miejscu: przekazywać dalszym pokoleniom prawdę o martyrologium duchowieństwa w czasach okupacji oraz organizować uroczystości upamiętniających każdorazową rocznicę cudownego wyzwolenia z Dachau za wstawiennictwem św. Józefa.

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, gdy coraz więcej z nich odchodziło do Pana, bp. Ignacy Jeż mając świadomość konieczności modlitwy za tych kapłanów i do tych kapłanów, którzy wypełniając swoją posługę oddali życie zarówno na zachodzie, jak i na wschodzie Europy, pomyślał o kontynuacji ich modlitwy w tym miejscu. Widział też potrzebę modlitwy za współczesny świat i tych księży i zakonników, którzy wierni Miłości Chrystusowej gotowi są przyjąć i przyjmują, w każdym czasie, męczeństwo chrześcijańskie. Dzięki jego staraniom Konferencja Episkopatu Polski w dnia 1 maja 2002 r. ustaliła, że ogólnopolskie obchody Dnia Męczeństwa Duchowieństwa Polskiego odbywać się będą w Kaliszu, jako kontynuacja pielgrzymek księży ?dachauowczyków? do Patrona Kościoła Powszechnego w Jego Kaliskim wizerunku.

Przed dzisiejszą Eucharystia, której uczestnikami będziemy wkrótce, może warto przypomnieć jak wyglądały spotkania z Bogiem i posługa duszpasterska kapłanów w obozie koncentracyjnym w Dachau.

II Wojna światowa doprowadziła do milionów ludzkich tragedii. Prześladowania ludności, jakie miały miejsce na terenach zajmowanych przez państwo hitlerowskie i sowieckie, nie ominęły duchowieństwa. Religia – szczególnie Kościół Katolicki – budziła wrogość ideologów obu tych państw. Na terenach zajmowanych przez hitlerowców wrogość ta uzewnętrzniała się początkowymi aktami zastraszania ludności, o których w swych wspomnieniach dotyczących Koźmina, powojenny vicerektor Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Poznaniu, pisał: Każdego niemal dnia zdarzały się akty nieprzyjazne niemieckich władz miejskich jak również wyrostków hitlerowskich. Te nieprzyjazne akty, wraz z posuwającą się coraz bardziej w głąb Polski armią niemiecką, przeradzały się w terror, rozstrzeliwania i aresztowania wszystkich tych Polaków, którzy dla okupantów stanowili zagrożenie.

Kapłani polscy, zatrzymywani przez władze okupacyjne początkowo umieszczani byli w więzieniach miejskich i obozach przejściowych, a później przewożono ich do obozów koncentracyjnych. Największe grupy księży znalazły się w Buchenwaldzie, Mauthausen-Gusen i Sachsenhausen. Od grudnia 1940 r. wszystkich zaczęto zwozić do obozu koncentracyjnego w Dachau. Działania te podjęto na skutek starań Cesare Orsenigo, nuncjusza apostolskiego w Berlinie, który na polecenie Stolicy Apostolskiej, usiłował pomóc polskim kapłanom. Ten obóz stał się wiec punktem docelowym wojennych przeżyć wielu kapłanów polskich, którzy stanowili w nim grupę 1780 więźniów.

Od grudnia 1940 r. do czasu wyzwolenia obozu 29.04.1945 r. można wyodrębnić kilka okresów, podczas których w różny sposób mogli realizować swoje kapłańskie powołanie.

Regulamin obozowy zabraniał jakiejkolwiek możliwości ?uzewnętrzniania? praktyk religijnych. Zarówno świeckim więźniom, jak i kapłanom, nie wolno było posiadać żadnych przedmiotów kultu religijnego i nie wolno było ujawniać się ze swoją modlitwą. Jednak w obozie modliło się bardzo wiele osób. Modlitwa w chwilach próby i cierpienia pomagała im wytrwać i nie odwrócić się od Boga. Czyniono to jednak w tajemnicy, bo jak wspominał te chwile o. Albert Urbański, karmelita: gdyby któryś z księży odważył się publicznie uczynić znak krzyża, wówczas każdy blokowy, czy izbowy, miał prawo zbić go i skopać aż do utraty przytomności lub życia.

Księża zwiezieni z różnych obozów, od wielu dni, tygodni, a nawet miesięcy, pozbawieni byli możliwości przyjmowania Komunii świętej. Ksiądz Wiktor Jacewicz, gorący czciciel Chrystusa Eucharystycznego, napisał w swoich wspomnieniach, że: głód eucharystyczny odczuwaliśmy mocno, dokuczał nam boleśniej niż głód fizyczny. W końcu jednak, w połowie stycznia rozpoczęły się przygotowania by otworzyć dla nich kaplicę.

Czas po jej otwarciu, to okres tak zwanych ?przywilejów kapłańskich?, uzyskanych dzięki wspomnianym staraniom nuncjusza Orsenigo, obejmujących możliwości uczestniczenia wszystkich kapłanów uwięzionych w Dachau we Mszy św. sprawowanej przez wybranego przez władze obozowe kapłana. Okres ten dla Polaków trwał od 21 stycznia 1941 r. do około połowy września 1941 roku. W tym czasie władze obozowe odgrodziły siatką bloki, w których oni mieszkali od pozostałej części obozu.

Odgrodzenie to miało na celu całkowite odizolowanie więźniów świeckich od duchownych. Opisując swoje położenie księża wspominali: baraki księży zostały izolowane siatką drucianą od pozostałego obozu. Przy wejściu na ulice blokową księży przy furtce stoi więzień, który nie wpuszcza wcale świeckich więźniów. Nie wypuszcza także księży na spacer po ulicy obozowej, po ulicy poza barakami, po placu apelowym. Sytuacja ta powodowała, jak wspominał ks. F. Korszyński: dużą rezerwę, a nawet jawnie okazywaną niechęć ze strony więźniów świeckich.

Pomimo tego był to czas szczególny dla nich i dla ich posługi kapłańskiej w obozie. Msza św. musiała odbyć się w wyznaczonym przez władze obozowe krótkim czasie, ale podczas spotkania z Chrystusem Eucharystycznym czuli się wolni i bezpieczni. Dodawało ono także im sił do docierania z Najświętszym Sakramentem ? pomimo bezwzględnego zakazu ? do chorych księży w rewirze szpitalnym i było początkiem ich późniejszej posługi wśród wszystkich więźniów w obozie. Wtedy też, dzięki przedwojennemu działaczowi Akcji Katolickiej Stanisławowi Starowieyskiemu i wielu innym osobom świeckim, spełniali posługę sakramentalną wobec tych potrzebujących współwięźniów, którzy szukali w nich oparcia i szukali Boga.

Drut oddzielający księży od pozostałych więźniów był świadkiem i takich sytuacji, jaka miała miejsce przed śmiercią S. Starowieyskiego: wieczorem koledzy pana Starowieyskiego przynieśli go pod druty bloków księżowskich; prosił o przywołanie jego proboszcza, ks. Dominika Maja, aby udzielił mu rozgrzeszenia, ponieważ czuje, że godziny jego są policzone.

Po dziewięciu miesiącach sytuacja uległa zmianie. We wrześniu 1941 r. skończył się czas, w którym księża polscy mogli uczestniczyć we Mszach świętych odprawianych w kaplicy obozowej. Przywilej ten pozostawiono tylko księżom pochodzącym z innych krajów.

Wtedy też poszli do pracy w komandach obozowych razem z osobami świeckimi i wykonywali w nich najcięższe prace. Jak wspominał ks. Konrad Szweda: dla wielu świeckich więźniów spotkania te były źródłem mocy w walce o życie, ratowały przed załamaniem i duchową prostracją.

Dla samych księży był to czas wielkiej próby. Pełniej zaczęli rozumieć sens i wartość swego cierpienia. Przeznaczani do wyniszczającej pracy, wybierani do eksperymentów medycznych na stacji flegmonowej i malarycznej, typowani na śmierć w tzw. ?transportach inwalidów?, coraz bardziej budowali obraz Chrystusa w Koronie Cierniowej, którego chcieli być świadkami. W drodze ku spotykania przez nich Chrystusa Cierpiącego umacniał ich bp. Michał Kozal, który sam podejmując cierpienie, mówił do nich: Bóg ma specjalne zamiary. W Jego woli tkwi i nasza pokuta i nasze wynagradzanie i zadatek przyszłej chwały Kościoła w Ojczyźnie naszej, ale i zadatek naszej chwały do wieczności.

Pomimo, że nie mogli przyjmować w kaplicy Komunii świętej, mieli świadomość że był wśród nich: jeden więzień nie zarejestrowany w obozowych księgach ? Jezus Chrystus, który został z nimi. Świadomość ta wyciskała łzy z ich wdzięcznych oczów i rozpalała ku Niemu miłość serc. Pozostał bowiem z nimi, jak zapowiedział: ?Nie zostawię was sierotami?.

Przeżycia obozowe i skrajnie trudne warunki życia wyzwalały wśród kapłanów i wierzących osób świeckich potrzebę wynagradzania Chrystusowi za odejścia od Niego wielu ludzi. Stąd też, o ile było to w ich mocy, kapłani pragnęli ukazywać wszystkim ludziom poszukującym osobę Chrystusa jako królującego i wszechobecnego. Wprawdzie zewnętrzna rzeczywistość zdawała się o tym przeczyć, jednak dla znajdujących się tam kapłanów Chrystus Król był źródłem życia i nadziei. Dlatego księża polscy konsekrowane Hostie, zdobywane za pośrednictwem zaprzyjaźnionych z nimi kapłanów z innych narodowości, nieśli do ludzi. Podczas pracy wraz z więźniami świeckimi adorowali Chrystusa i uczyli swych świeckich braci odnawiać w sobie wiarę, nadzieję i miłość.

Od czasu poluźnienia dyscypliny obozowej w 1943 r., gdy sytuacja na frontach wojny stawała się dla Niemców niekorzystna, z coraz mniejszym lękiem zaczęli odprawiać ?katakumbowe Msze święt?. Były one dla niektórych spotkaniem z Chrystusem Eucharystycznym, ale także odnajdywaniem Jezusa przez tych więźniów, którzy w bezsensie życia obozowego gdzieś Jego obraz zagubili. Bł. ks. W. S. Frelichowski, którego relikwie za chwilę zostaną wprowadzone do tej świątyni, wytrwale wiódł ludzi do tych spotkań, uważając, że wiara jednego człowieka potrafi uratować życie wielu osobom, a ludzie niewierzący, dzięki świadectwu wierzących, mogą w swym życiu Boga odnajdywać.

W swojej pracy apostolskiej księża wykorzystywali otrzymywane przez siebie paczki żywnościowe. Dzielili się nimi ze współwięźniami, wskazując im w ten sposób, że w miłości braterskiej, do której wzywa Chrystus, a która jest uczestnictwem w miłości Bożej, można odnajdywać Stwórcę.

W obliczu wydarzeń z ostatnich miesięcy wojny, a związanych ze zbliżającym się frontem, ewakuowano ludzi z innych obozów koncentracyjnych do Dachau. Ich wielka liczba przyczyniła się do wybuchu epidemii tyfusu. Kapłani dobrowolnie zgłosili się do opieki nad chorymi. Nieśli im także posługę sakramentalną, która była dla jednych Wiatykiem do wieczności, a dla tych, którym było dane przeżyć, świadectwem spotkania z Bogiem, które prowadzić mogły do refleksji: Dziwnymi naprawdę drogami prowadzi nas Bóg i dziwnymi sposobami otacza nas swoją potężną opieką. Kiedy wspomnę ile razy nasi wrogowie zdawali się mieć nas całkowicie w swej ręce, to podziw mnie ogarnia, jak cudownie Bóg nas ochraniał lub usuwał ich z naszej drogi. Można więc powiedzieć, że także w tym stwierdzeniu zawarte jest wielkie spotkanie człowieka z Bogiem w obozie koncentracyjnym w Dachau.

Księża w Dachau ? Konferencja wygłoszona na spotkaniu wspólnot działających przy Parafii pw. Świętej Rodziny w Kaliszu

W stulecie urodzin św. Josemarii Escriva wydany został zbiór jego kazań zatytuowany To Chrystus przychodzi .W jednym z nich odnaleźć można zdanie: Przychodź wytrwale przed tabernakulum, fizycznie lub duchowo, aby poczuć się pewnym, aby czuć się kochanym… i aby kochać. Praktyka adoracji Najświętszego Sakramentu ma długą tradycję, a wskazanie św. Josemarii jest dla nas przypominaniem, że przyjmując i adorując Eucharystię potwierdzamy, że jesteśmy dziećmi Bożymi, w jedynym Synu Bożym Jezusie Chrystusie. Równocześnie trwając na adoracji wyznajemy, że On jest dla nas najważniejszy, że jest w centrum naszego serca i życia. Jak podkreślił kilka lat temu, w 2011 r., Benedykt XVI: Adoracja jest lekarstwem na indywidualizm i egoizm, ożywia wspólnotę kościelną, jest drogą do przywrócenia godności dniom człowieka i pomaga nam podejść do różnych form ludzkiej słabości ze świadomością, że nie umniejszają one wartości osoby, lecz świadczą o tym, że potrzebuje ona bliskości innych, ich wyrozumiałości i pomocy.

Klęcząc przed Najświętszym Sakramentem przeżywamy chwile uzdrawiającego trwania w bezpośredniej relacji wiary i miłości z Chrystusem. Stajemy w prawdzie o sobie i przez Boże Miłosierdzie możemy odnajdywać się na nowo wśród trudów codziennego dnia. Jezus Chrystus nieustannie zaprasza nas i jest blisko nas, starajmy się zatem czerpać z tego zdroju łask dla naszego umocnienia duchowego.

Chciałbym dzisiaj opowiedzieć Państwu o wielkim umiłowaniu Jezusa Eucharystycznego, jaki był udziałem uwięzionych w obozach koncentracyjnych, zarówno Księży, jaki i bardzo wielu osób świeckich.

Od pierwszych dni okupacji hitlerowskiej nasi rodacy zatrzymywani byli przez nazistów. Ideologia hitlerowska wykluczała kompromis z Kościołem, dlatego też wśród aresztowanych znalazło się wielu księży. Ksiądz abp Adam Kozłowiecki w swoich wspomnieniach obozowych zatytułowanych Ucisk i strapienie pisze, że Lotne oddziały egzekucyjne jeździły samochodami, wpadały do miasteczek i rozstrzeliwały publicznie znaczniejszych Polaków. Miało to miejsce szczególnie na terenach utworzonego przez okupanta Kraju Warty, do którego należał też i Kalisz. W mniejszym stopniu zatrzymywano ludzi świeckich na Pomorzu i na Śląsku, jednak księża-Polacy także tam byli rozstrzeliwani, a ci pozostali przy życiu zapełniali cele więzienne i obozy przejściowe. Podjęte działania oprócz tego, że były wymierzone w kościół katolicki, były także związane z tzw. aktywną obrona przed Polską. W jej ramach w kancelarii Rzeszy wymyślono: Tannenberaktion i Intelligenaktion. Na sporządzonych listach proskrypcyjnych policji bezpieczeństwa znaleźli się więc nie tylko księża, ale także inni przedstawiciele polskiej inteligencji, ziemian, urzędników, weterani powstań ? wielkopolskiego i śląskich. W zaplanowanych i realizowanych akcjach chodziło o to, by Czołowe warstwy ludności polskiej unieszkodliwić w takim stopniu, w jaki to jest możliwe, by wyeliminować tych, którzy mogli tworzyć szeroko pomyślany ruch oporu przeciwko najeźdźcom. W Generalnej Guberni, mającej stanowić miejsce zamieszkania Polaków niezbędnych Rzeszy jako siła robocza, sytuacja księży była nieco lepsza. Jednak wielu z nich było bardzo zaangażowanych w działania konspiracyjne i ci byli albo rozstrzeliwani lub wywożeni do różnych obozów koncentracyjnych: do Stutthofu i jego oddziału w Grenzdorfie, do Mauthausen, Gusen, Sachsenhausen i do Dachau.

Na skutek intensywnych działań Watykanu, po wcześniejszej nieudanej próbie uwolnienia księży, w grudniu 1940 r. duchownych zaczęto zwozić do obozu w Dachau. Był to stary, dobrze wyposażony obóz, założony w 1933 r., tuż po dojściu Hitlera do władzy. Faktycznie w porównaniu z innymi, panowały tam lepsze warunki bytowe, jednak był to obóz, tak jak i wszystkie inne, służący przede wszystkim zabijaniu ludzi. Przyjmuje się, że podczas dwunastu lat jego istnienia przebywało w nim ponad 200.000 więźniów różnych wyznań i narodowości. Wśród nich znalazło się 2720 duchownych, w tym 2579 księży wyznania rzymsko-katolickiego. Polacy stanowili największą grupę przywiezionych tam osób, obliczaną na ponad 40.000 istnień ludzkich. W tej liczbie kapłani z Polski stanowili grupę 1780 więźniów. 868 z nich nie przeżyło trudnych warunków jakie stwarzał obóz.

Księżom, podobnie jak całej ludności cywilnej osadzonej w obozie, nie było wolno publicznie się modlić, ani tym bardziej uczestniczyć we Mszy Św., czy to w pobliskim kościele, czy też w wyznaczonym na kaplicę obozową miejscu. We wszystkich obozach ci więźniowie, którzy podczas apelu odmawiali pacierz, musieli uważać, by nie poruszać wargami podczas cichego wymawiania słów modlitwy i nie zdradzić się w ten sposób, że pozostają w modlitewnym skupieniu.

Wszelkie oznaki religijne wchodząc za bramę obozu należało zdać. Niektórym udawało się ? mimo zakazu ? przeszmuglować mały krzyżyk lub różaniec i one stanowiły jedną z najcenniejszych rzeczy więźniów, udręczonych codziennością obozową.

Zofia Kossak uwięziona w obozie w Birkenau (Oświęcim-Brzezinka) wspominała, że tam u nich: Po zmarłej zakonnicy został krzyż. Jakim sposobem zachowała go w lagrze, gdzie ukrywała ? nie powie nikomu. Krzyż zakonny, za duży, by go zmieścić w dłoni. Staje się teraz najcenniejszą rzeczą, ogólnym skarbem rewiru (szpitala). Przechodzi z rąk do rąk. Podawany konającym, sprowadza wyraz pokoju na zastygające twarze. Taką wartość w tych dniach szalejącego zła miał Krzyż.

Potrzeba posiadania różańca, czy choćby maleńkiego krzyżyka, była tak silna, że z najprostszych, będących w zasięgu ręki materiałów, wykonywali je więźniowie. Z chleba, z izolacji zestrzelonego w pobliżu obozu samolotu, którą komando wychodzące do pracy poza obóz przynosiło, z drobnych kości spalonych współbraci więźniów, zebranych w pobliżu krematorium. Modlitwa była potrzebą chwili i pomimo różnych trudności w każdym właściwie obozie była odmawiana. Godzinki, Różaniec, Droga Krzyżowa podejmowane były często przez samych świeckich, a wszędzie tam, gdzie znaleźli się księża lub zakonnicy zaczynało tętnić życie sakramentalne.

Księża, tak jak wszyscy uwięzieni, przeżywali chwile załamania. Jednak przez pryzmat wiary, a czasem dzięki pomocy otaczających ich ludzi, zaczynali pełniej rozumieć sens i wartość cierpienia, a także swojej posługi na tym dnie piekła. Ksiądz Konrad Szweda, dachauowczyk, wcześniejszy więzień Oświęcimia, pracujący tam jako pielęgniarz na rewirze szpitalnym, w swoich wspomnieniach notuje: Udzielam absolucji, odpustu zupełnego na godzinę śmierci, błogosławieństwa apostolskiego. Ustają jęki; chwilę po moim odejściu ze wzrokiem utkwionym w niebo [chory] oddaje Bogu ducha. Zdarzenie to wywarło na chorych takie wrażenie, że wszyscy prosili o spowiedź świętą. Na sali chorych rodziła się dziwna atmosfera, przeniknięta Bożym pokojem, duchową równowagą. (…) Kapłani rozgrzeszali kolumny skazańców wkraczających w czeluście bunkrów oświęcimskich, transporty do komór gazowych, rozstrzeliwanych pod ścianą śmierci, umierających na placu apelowym, zabijanych w komandach pracy.

Podobnie rzecz się miała w każdym obozie, gdzie śmierć zbierała swoje bogate żniwo. W Dachau jednak zgromadzonych było aż 2579 księży katolickich. Stolica Apostolska miała więc tytuł ku temu, żeby starać się o możliwość założenia w tym obozie kaplicy, by mogła być sprawowana Najświętsza Ofiara przez nich i dla nich. O możliwości uczestniczenia we Mszy świętej przez świeckich nie mogło być mowy, gdyż było to surowo zabronione i nie mogły tutaj mieć miejsca żadne ulgi. Pomimo tego, gdy już kaplica została założona na bloku 26, czasami przekradali się do niej i świeccy więźniowie.

Otwarcie kaplicy w Dachau miało miejsce w styczniu 1941 roku. Wiązało się ono z wynegocjowaniem dla księży tzw. przywilejów. Oprócz możliwości odprawiania Mszy świętej, dostali brewiarze, lecz w niewystarczającej dla nich ilości, mieli wykonywać lekką pracę, mogli odpoczywać w ciągu dnia i mieli także dostawać lepsze jedzenie niż pozostali więźniowie. W ramach przydzielonej pracy, jako Essenkomando, księża roznosili ciężkie kotły z jedzeniem i to były chwile, gdy mogli spotykać świeckich współbraci, gdyż bloki księży zostały odizolowane ogrodzeniem. Nie były to jednak chwile jedyne, bowiem księża w tajemnicy wychodzili też w ciągu dnia do ludzi, którzy, tak jak i oni: byli wytrąceni z normalnych warunków ludzkiego bytowania, przy tym wygłodniali, wycieńczeni, schorowani, nękani nadmierną pracą, bici, szykanowani, sponiewierani.

Celebransem w kaplicy wyznaczony został Polak z diecezji chełmińskiej ks. Paweł Prabucki. Władze obozowe żywiły do niego pewien rodzaj szacunku, gdyż w czasie I wojny światowej, z racji swojego urodzenia na Pomorzu, służył w niemieckiej marynarce wojennej i odznaczony był żelaznym krzyżem pierwszej klasy. Było to jednak szczerze Polsce oddane serce, służące podczas całej swojej kapłańskiej posługi Polakom, a od początków okupacji niemieckiej żołnierzom polskim, jako kapelan. Radość z uczestniczenia w Najświętszej Ofierze prawie zawsze przyćmiona musiała zostać przez essesmanów, którzy: w czapce na głowie głośno dzwoniąc okutymi butami wykrzykiwali zawołania porządkowe, co napełniało modlących się niepokojem i niepewnością. Pomimo tego radość z posiadanej kaplicy była ogromna. Księża polscy prześcigali się w tłumaczeniu na łacinę polskich pieśni kościelnych, by księża z innych krajów mogli także je śpiewać.

Krótko jednak, bo niecałe dziewięć miesięcy, trwał dla Polskich księży tzw. przywilej kaplicy. Skończył się 17 września 1941 r. bo Polacy ukarani zostali zakazem dalszego udziału w Mszach św., bo nie chcieli podpisać proponowanej im volkslisty. Niektórzy z nich mówili także o tym, iż związane to było także z propozycją rezygnacji z kapłaństwa. Ostatnia Msza Św. odprawiona została dla Polaków 20 września i od tego czasu mieli oni do kaplicy wstęp wzbroniony.

Księża szybko otrząsnęli się z chwilowej apatii. Ksiądz abp A. Kozłowiecki wspominał, że już pierwszego dnia po wydaniu zakazu przypadła niedziela, więc księża w swoim czasie wolnym siedli przy stołach i: ks. Grabowski odprawił suchą Mszę św., potem zmówiliśmy litanię do Najświętszego Serca Jezusowego, do Matki Boskiej i św. Józefa. Wkrótce też jak wspominał karmelita o. Albert Urbański: wielu księży decydowało się na wszystko, by zdobyć od któregoś z księży niemieckich konsekrowaną Hostię. Mnie się udawało zdobyć czasem nawet kilka. Wchodziłem następnie na swoje łóżko, znajdujące się na przejściu (w korytarzu), na drugim piętrze łóżkowym, i klęcząc skulony rozdawałem ułamki Hostii wielkości ziarenka pszenicy podchodzącym w wielkim tłoku księżom udającym się do łazienki, względnie wracającym stamtąd. Nie budziło to podejrzeń izbowego, który nigdy nie przyłapał mnie na tej czynności.

Od czasu zakończenia przywilejów, księża polscy rozpoczęli pracę w różnych komandach obozowych, dzięki czemu mieli lepszy kontakt z więźniami świeckimi. Od tego też czasu rozpoczęła się ich wytrwała, pełna oddania, posługa kapłańska wśród dachauowskich więźniów świeckich.

Tęsknymi oczyma patrzyli jednak na blok księży niemieckich, w którym znajdowała się kaplica. Wielu spośród nich wstawało wcześniej niż było trzeba i z daleka, w pojedynkę, adorowali Chrystusa Eucharystycznego z kaplicowego tabernakulum, które wykonane zostało wcześniej przez jednego z Polaków.

Uwięziony w Dachau biskup pomocniczy diecezji włocławskiej Michał Kozal, był wielkim autorytetem dla wszystkich polskich księży. Z radością i czcią przyjmowali jego błogosławieństwo, udzielane na ulicy obozowej, związane z rocznicami ich święceń kapłańskich. Dzięki znajomościom, jakie ks. biskup miał wśród księży niemieckich, udawało mu się częściej niż komu innemu zdobywać konsekrowane hostie z kaplicy, które później zanoszone był na rewir dla umierających księży i więźniów świeckich.

Gdy tylko zachodziła możliwość zdobycia nie konsekrowanej Hostii i odrobiny wina, przynoszonych przez komanda zewnętrzne spoza obozu, odprawiano katakumbowe Msze Św., w których uczestniczyli niejednokrotnie świeccy więźniowie. Jeden z księży wspominał: Na sali kłębi się, panuje ruch, rozgwar. W ciemnym przesmyku między trójkondygnacyjnymi łóżkami ustawiono taboret. Na nim prosty krzyż, mały kielich, mszał w formie nikłego zwitka papieru. Kapłan bez stuły i ornatu w pozycji siedzącej rozpoczynał Mszę św. W innym miejscu mówi: Msza św. skończona. Konsekrowaną Hostię zawijamy białą chusteczkę, w największym ukryciu, rozdajemy więźniom.

W 1964 r. we Florencji wyszła książka Eucharystia w podziemiu. Jej autor, ks. Angeli, napisał tam iż: kapłani polscy byli ludźmi przyzwyczajonymi ryzykować życie i nie myśleli podporządkować się. (…) Esesmani nawet nie przypuszczali, że wiele par, przechodzących przez ulice obozu w dni świąteczne składa się z księdza i więźnia, który się spowiadał i przyjmował Komunie Świętą.

Wielu z księży idąc do pracy nosiło ze sobą małe cząstki Komunii Świętej, by przy pracy, wraz z innymi współwięźniami, móc adorować Jezusa Eucharystycznego, który dodawał im siły, by oświetleni łaską Boga mogli leczyć się ze swoich słabości duchowych, by w zawierzeniu Chrystusowi mieć siłę do przeżycia wszystkich dni obozowego piekła

Add Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *